poniedziałek, 9 lutego 2009

Kroczymy coraz szybciej

Prace posuwają się w całkiem znośnym tempie, Igor zmienia ołówki i pruje kartki jak szalony. Tak więc, prawdopodobnie przed najbliższymi Warszawskimi Spotkaniami Komiksowymi będziemy mieli 9 pokolorowanych stron Janka, którymi mamy zamiar straszyć potencjalnych wydawców.
Poniżej pierwszy kadr z trzeciej strony komiksu, z dedykacją dla tych, którzy narzekali na tła w pierwszym zeszycie. Tak, dalej też są tak epickie. I nie, ten Janek nie zaczyna się tak jak poprzedni.

wtorek, 3 lutego 2009

Janek u Gonza

http://przemekp.blogspot.com/2008/10/odliczanie-przed-mfk.html

Dolna Półka atakuje. Będzie "Rycerz Janek - W kanałach szaleństwa", autorstwa Bele, Makowca i Igora Wolskiego (nie będę chłopaków linkował, nie chce mi się, liniacze są na stronie Janka). Fabuła luźna, prawie że erpegowa, w sumie pretekst do luźnych zbitów w trakcie wędrówki po kanałach, której celem jest niesienie pomocy potrzebującym. Humor - jest, akcja - jest, makabreska - i owszem, fabuła może i płaska, ale to nie przeszkadza. Bo jest zabawnie. W dodatku Wolski, choć małolat, ciska sprawnie i z lekkością. Nie jest bez wad - intrygi się doszukać nie można, ale rechotałem, nie mam pretensji. Więcej żalu mam do Wolskiego, że zdolny leń. Nie zawsze chce mu się tło tak dokładnie rozrysowywać jak pierwszy plan. A raczej zwykle mu się nie chce. Jak nie kładzie tłustej czerni to to widać. Mam nadzieję że dostanie za to po uszach, i się poprawi. Warto się przekonać co gośc potrafi, zwłaszcza że ten zeszycik z fachowym, lanfeustem jadącym rysunkiem na okładce, ma kosztować - o jezusmaria - tylko 12 zybla!

Przemek 'gonzo' Pawełek

poniedziałek, 2 lutego 2009

Janek w Mieście Fantastyki

http://www.miastofantastyki.pl/2008/10/01/rycerz-janek-w-kanalach-szalenstwa-2/

Właśnie kolejny raz skończyłem czytać jedną z najnowszych pozycji wydawnictwa Dolna Półka. Włączam komputer z zamiarem napisania recenzji. Stuku stuk! usłyszałem. STUKU STUK! rozległo się w całym mieszkaniu.

Z przyzwyczajenia otwieram drzwi. Tuż za progiem stała znana mi skądś dwumetrowa postać witająca mnie uroczym uśmiechem.

– Redaktor fafkoolec? — pyta jegomość
– Janek? — uśmiech rycerza stojącego w moim progu, choć wcześniej myślałem, że to nie możliwe, wydał mi się jeszcze szerszy — To naprawdę ty?
– Wracam właśnie z Wodzirejowa…
– Czytałem co tam się stało — przerwałem — straszna sprawa…
– No właśnie… — wyglądał jakby nad czymś się zastanawiał — Czy mógłbym się u ciebie zatrzymać na noc?

Jego pytanie nico mnie zaskoczyło.

– Twoje pytanie nico mnie zaskoczyło - powiedziałem — Ale dobrze. Zgadzam się.
– Dziękuję - odparł rycerz. Wkroczył do mojego mieszkania i rozsiadł się wygodnie przy stole.
– Sporo się zmieniłeś… — zagadnąłem, siadając naprzeciwko niego - kiedy się widzieiśmy po raz pierwszy wyglądałeś inaczej.
– Wiesz, to wina zmienionego trybu życia. Mojego i tego kolesia z ołówkami…
– Igora Wolskiego ?
– Tak, jego. To wszystko ma na mnie wpływ. On więcej rysuje, ja reguarnie wywijam mieczem… Najpierw to się wydaje dziwne, że chodzi za tobą koleś z kartką i ołówkiem, ale w końcu człowiek się przyzwyczaja.

– Jest jeszcze takich dwóch, pomysłowych i ze sporym poczuciem humoru. To oni powiedzieli mi, żebym poszedł do tego miasta — ciągnie dalej Janek
– Jan Mazur i Robert Sienicki ?
– Aa, to znasz ich? Wmawiali mi, że pójdę sobie do miasta, na ten coroczny odpust, że będę mógł tam sobie kupić komiksy, poznam miłych ludzi, a tu nagle jakaś kobieta krzyczy, że jej dzieciak wpadł do kanałów.
– I poszedłeś go ratować?
– Ktoś musi być szlachetny.

I wtedy nastała ta niezręczna cisza, przerywana moim nerwowym bębnieniem palcami o stół. Uświadomiłem sobię, że siedzę naprzeciwko jednego z największych i najodważniejszych wojowników ostatnich lat. Wojownika, którego historie czytałem po kilka razy. Wojownika, któremu nie zaproponowałem nic do picia.

– Herbaty? — spytałem nieśmiało
Spojrzał na mnie wzrokiem, przez który usiadłbym, gdybym właśnie nie siedział.
– Masz może mleko?
– Chyba tak
– W takim razie poproszę mleko.

Minutę później wracałem już z dwiema szklankami świeżego (przynajmniej tak sobie wmawiałem) mleka.
– Proszę — powiedziałem stawiając szklanki na stole.
– Dziękuję — na jego twarz powrócił ten sam uśmiech, którym przywitał mnie stojąc w mych drzwiach.
– Wiesz, tak mnie zastanawia czy nie denerwuje cię to, że nagle stałeś się postacią medialną?
– Czy ja wiem? Nie jestem Zawiszą Czarnym. Niektórzy ludzie zaczęli się po prostu interesować moim życiem. Już nie takimi krótkimi historyjkami jak pokonałem diabła z czarnej wołgi lub wybrałem się na turniej rycerski. Teraz intersuje ich pokonanie odwiecznego zła. Mimo tego jeszcze nikt mnie nie prosił o autograf.
– A to całe zamieszanie? Nowy komiks, strony w internecie, ulotki?
– Jakoś mi to nie przeszkadza — wziął łyk mleka — a nawet jest przyjemne.

Wyglądał jakby zagłębił się we własnych myślach, trochę jakby medytował. Kiedy zaczął chrapać zrozumiałem, że umie spać z otwartmi oczami.

– Przepraszam cię, Janku, chyba napiszę jakąś recenzję.
– Nie krępuj się — odpowiedział rycerz przez sen.

Marcin Gierbisz

niedziela, 1 lutego 2009

Takich to, panie, macie rycerzy...

http://www.komiks.gildia.pl/komiksy/rycerz-janek/1/recenzja

Rycerz Janek objawił swe istnienie w krótkim, zabawnym zresztą, epizodzie zawartym w trzecim numerze "Kolektywu", który ukazał się w 2008 r. I już w rok później doczekał się swojego samodzielnego - no, albumu, to powiedzieć zbyt wiele - zeszytu. Tym niemniej, to kariera, która w Polszcze zdarza się nieczęsto! Jednak tym razem nasz dzielny bohater musi wypełnić sobą i swoimi przygodami aż czterdzieści stron, co nie przychodzi mu z łatwością...

Zstępując w mrok podmiejskich kanałów, gdzie nieopatrznie wkroczył syn jednej z niewiast przybyłych na miejski targ, Janek stanie wobec mnóstwa skrywanych tu tajemnic i niebezpieczeństw. Ale od czegóż są bohaterowie, prawda? I to nic, że jego misja kończy się ostatecznie sukcesem, powiedzmy, połowicznym... Liczą się chęci i dobra zabawa.

O ile jednak heroiczne chęci Janka to kręgosłup opowieści, choćby i poskręcany, o tyle same chęci scenarzystów i rysownika to stanowczo zbyt mało, aby zaciekawić czytelnika przez czterdzieści stron. Żeby skutecznie zapełnić cały zeszyt interesującą historią, nawet pastiszem, potrzeba czegoś więcej, niż pomysł na parę prostych dowcipów i kilka rysunków a'la Hellboy. To bardzo fajnie, że takie rzeczy ukazują się jako samodzielne, ładnie przygotowane wydawnictwa, ale powiedzmy sobie szczerze - to wciąż komiks fanzinowy, a my chcielibyśmy czegoś więcej...

Tomasz Nowak